środa, 20 lutego 2013

Jej usta ubrudzone krwią niewinnych


~.~  Pendle

Wiele mil na zachód od Avalon wznosi się niewielkie Wzgórze Pendle. Wzgórze, na którym działy i dzieją się na prawdę straszne rzeczy. To tam też w miasteczku Pendle, na wieży Malkinów na świat przyszła ona. Mała Maggie, którą to klan Malkinów wybrał na przyszłą zabójczynie. Wychowywała się razem z innymi małymi wiedźmami z tą tylko różnicą, że pod okiem Grimalkin, obecnej wiedźmy zabójczyni, uczyła się swojego przyszłego fachu. Cóż rzec, była w tym dobra, wręcz bardzo dobra. Ostrza, którymi rzucała zawsze trafiał w cel wbijając się z ogromną siłą najpierw w pień drzew, a potem ciała ofiar, gdy była już starsza. Jej ciche kroki sprawiały, że ofiara nie zdawała sobie nawet sprawy, że za krótką chwilę spojrzy w oczy śmierci. Zwinna, szybka i pewna siebie, niestety zbyt pewna siebie. Wyzwała na pojedynek swoją nauczycielkę co jest po równoznaczne z szaleństwem. Grimalkin darowała jej jednak życie, ale jeśli nie chciała by ostre nożyczki zabójczyni dotknęły jej bladej skóry została skazana na wygnanie. Nie była głupia. Wiedziała, że życie w rodzinnym Pendle skończyło się dla niej. Miała wtedy zaledwie czternaście lat i sporo na sumieniu. Stała się postrachem, a przez jej 'białe' włosy dostała przydomek Białej Śmierci.

~.~  Avalon 



Zanim dotarła do Avalonu popełniła sporo błędów, przez które jej nędzną duszyczkę będą lizać płomienie z piekieł. Gdyby choć okazała skruchę, ale jej duma na to nie pozwalała. Szła na przekór wszystkiemu przez dwa długie lata nim postawiła pierwszy krok w pięknej krainie. Nie chciano jej tu jednak. Długo zrzekała się przyzwyczajeń by móc tu zamieszkać i choć ogromny wodospad pozwolił jej wejść w ten magiczny świat to mieszkańcy nie byli na tyle przyjaźni. Dlatego nie mieszka między nimi. Idąc ciemnym lasem czasami w blasku księżyca można dostrzec jej białe włosy jak znikają między drzewami. Od roku już tak żyje w ukryciu, a między ludźmi chodzą straszne historie o jej czynach. Każde zło to podobno jej dzieło, każde nawet najmniejsze przestępstwo to niby jej wina, a ona nie zaprzecza. To ją po prostu bawi.

[Zapewne jeszcze będą jakieś poprawki, ale to na razie o Maggie tyle.]



poniedziałek, 18 lutego 2013

Zapomniana historia

                        Imię i nazwisko : Ajako Inukami
Wiek obecny:17
Wzrost:około 165cm
Znaki szczegulne:Brak
Rodzina:Nieznana
Pochodzenie:Niewiadome
Zdolności specjalne:Rozmawia zw zwierzętami,ma pojawiające się gdy tego zapragnie skrzydła,czasem widzi przyszłość.
Rodzaj:czarodziejka zwierząt
(dzięki temu że jest czarodziejką zwierząt potrafi z nimi rozmawiać oraz zamienić się w dowolne stworzenie.) 
Charakter:wybuchowa,miła,lekko zamknięta w sobie

Ciemnym lasem biegła drobna postać w długim czarnym płaszczu. Biegła częsonc się i płacząc. Na oko miała z 9-10 lat. Postać widocznie przed czymś uciekała,nie wiedziała przed kim ale czuła ze musi,jedyne co miała w głowie to uciekać . W końcu ze zmęczenia zemdlała, odnalazł ją wilk alfa Mamoru, przygarnął ludzkie dziecko i do tego dziewczynkę, do swego stada i wychował jak prawdziwego wilka. 5 lat po tym zdarzeniu młoda dziewczyna odzyskawszy część wspomnień, które utraciła postanowiła opuścić swoją przybraną rodzinę i ruszyć w świat . Obecnie żyje w małej wiosce,w której poznała swego towarzysza Akiego,śnieżnego wilka.
  

(Witam wszystkich,nie mam w tym wielkiej wprawy więc chętnie poznam wasze propozycje poznania się:)...)                               

środa, 9 stycznia 2013

Gdy harmonia ustępuje chaosowi, me serce...

Nawet jeśli wyglądam na piękną i młodą kobietę, to tak naprawdę moje ciało liczy już blisko trzech tysięcy lat, co jest równoznaczne z tym, iż żyję zbyt długo aby przywitać was cudowną historią mojego życia. Jednak jeśli interesuje Cię nadal moja opowieść proszę udaj się
w głąb mojego umysłu, a opowiem Ci ją. Tych, których zadowolą

podstawowe informacje na mój temat powinno wystarczyć to co teraz wam przekażę. 
Nazywam się Iven Nargoth i jestem starą na duszy elfką pochodzącą z królewskiej rodziny, która panowała tą krainą w czasach gdy była jeszcze ona Bez Imienna. Smukłe ciało, delikatne rysy i szpiczaste uszy, otoczone włosami koloru różu, które w dotyku przypominają jedwab to tylko najbardziej rzucające się w oczy elementy mojego wyglądu. Jeśli chodzi o moje umiejętności to można podzielić je na te wrodzone jak i nabyte. Swojej rasie zawdzięczam między innymi zwinność, celność oraz szybkość w rzucaniu zaklęć.  Jednak urodziłam się jeszcze z jedną cechą, a jest nią możliwość panowania nad wodą pod różnymi jej postaciami, co przez kolejne lata mojego życia szkoliłam. Od maleńkości uczono mnie także magii z szczególnym naciskiem na tą leczniczą, którą opanowałam do perfekcji. Ukrywając się przed ojcem zaczęłam poznawać tajniki posługiwania się bronią taką, jak łuk i sztylet, co przydaje mi się do dnia dzisiejszego w polowaniach i różnych potyczkach z nieprzyjaciółmi.


Spisane moją ręką:
--------



[Witam wszystkich. Wszystko co opisałam o elfach w mojej karcie postaci nie jest żadną zasadą, a jedynie moją wyobraźnia. Na wątki  zawsze jestem chętna, lecz zaczynanie nie jest moją mocną stroną, więc jeśli macie pomysł na pierwsze spotkanie, bądź powiązanie od razu możecie mi o nim napisać. Z czasem karta może się rozrosnąć o dodatkowe informacje. PS. Za wszelkie błędy z góry przepraszam.]



Iven

A Ty chcesz poznać moje życie?



„Shilen pierwotna matko wody,  Paagrio ojcze ognia, Maphr władczyni kontynentów i Ty Sayha panie wiatru, czemuż to ulegliście ojcu swemu przyczyniając się tym samym do powstania tych pustych ludzi? Dlaczego Ty Gran Kain uwiodłeś własną córkę, a Ty Enihasad tą samą pierworodną wygnałaś spod swych skrzydeł? Eve to Ty miałaś zastąpić siostrę i choć jesteś dla mnie najważniejszym bogiem, Cię również będę przeklinać….” 



        Coraz bardziej nienawidzę własnych bogów, gdy patrze na ten świat pod panowaniem ludzi. Tak naprawdę są niczym, a wszystko, co mają zawdzięczają nam. To my nauczyliśmy ich magii, a oni w zamian nas zaatakowali, kiedy byliśmy wykończeni wojną.
         To było bardzo dawno temu, wręcz można twierdzić, iż opowiadam wam jedną z legend, która się tyczy czasów zanim ta kraina zaczęła nosić nazwę Avalon. Uwierzycie mi, że tereny te były kiedyś zamieszkiwane przez różne rasy, nikt nie musiał się ukrywać i każdy był sobie równy? Tak, tak właśnie było na samym początku bowiem, każda z ras była za coś innego odpowiedzialna i miała własnego przedstawiciela, który pomagał istocie wyznaczonej przez bogów do panowania nad całą krainą. Lecz i jemu było mało, ponieważ zapragnął być na równi z tymi co stali nad nim, za co został srogo ukarany.  Bez dowódcy miedzy rasami wybuch chaos, ale pierwszymi, którzy zapanowali nad sytuacją były elfy. Jako, że byli odpowiedzialni wcześniej za politykę  odniosły szybko sukces w jednoczeniu ras i kontynuacji życia w harmonii. Jednak zawsze musi być jakaś czarna owca w rodzinie. Naszą czarną owcą okazali się być orkowie, którzy sądzili, że są znacznie silniejsi od nas i to oni powinni być przy władzy. Nie ukrywam, ich sprawność fizyczna była lepsza niż nasza, ale nie poradzili by sobie w utrzymaniu pokoju, a raczej wszystko, by chcieli załatwić pięścią i wtedy pojawili się ludzie. Nie mieli siły, nie umieli czarować, a nawet ich życie nie przekraczało 100 lat, temu też  większość ras gardziło nimi. Jedyne, co mieli to sporą przewagę liczebną, która przydała by się w przyszłej wojnie. Jedyne, co chcieli za swą pomoc to nauczenie ich magii. Elfy uczyniły to, lecz nikt nie przewidział, że po tym czynie nic już nie będzie jak dawniej. Tuż po wygranej wojnie ludzie zaatakowali tych, którym zawdzięczają swoją moc, tym samym odsuwając ich od władzy i dziesiątkując.
         Tuż po tej wojnie elfy musiały się chować w gęstych lasach, gdzie czuły się najlepiej, a ich magia chroniła rozwijające się miasto przed innymi rasami. W tamtym czasie przyszło na świat wiele nowych istnień, a wśród nich ja. Byłam najbardziej wyczekiwanym dzieckiem, ponieważ moimi rodzicami była sama para królewska.  Dorastałam jako księżniczka, od której wymagano dużo więcej, niż od zwykłego dziecka. Powtarzano mi, że powinnam być wzorem do naśladowania, a sam  ojciec pragnął bym była równie dobra w magii uzdrawiającej jak moja matka. Temu też, już od najmłodszych lat zaczęto mnie jej uczyć. Jedna rzecz łączyła wszystkie elfy, bowiem każdy się rodził z darem panowania nad żywiołem wody, lecz nie każdy szkolił tą umiejętność, ponieważ wołał udoskonalać się w sztuce walki. Mnie osobiście zajęcia z magii, nigdy się nie podobały, nie tylko dlatego, że nie mogłam chodzić do normalnej szkoły, zawsze wołałam rozwijać się w tą drugą stronę, lecz gdy prosiłam o taką możliwość od ojca zawsze słyszałam, że to nie jest zajęcie dla kobiety, a tym bardziej dla księżniczki.  
         Jak wiadomo, kiedy są wyższe sfery muszą być i te niższe, z której podchodziła moja przyjaciółka. Nazywała się Lynh, poznałam ją w dość nietypowych okolicznościach, ponieważ obie postanowiłyśmy zrobić sobie wycieczkę po mieście, choć żadnej rodzice na to nie pozwolili. Byłyśmy różne, a zarazem podobne.  Obie chciałyśmy się rozwijać, lecz nie w tym kierunku, który wybrali dla nas inni. Często się spotykałyśmy późnym wieczorem i uczyłyśmy się władania sztyletem oraz łukiem, a gdy stałyśmy się młodymi kobietami umiejętnościami przewyższałyśmy nie jednego młodzieńca.
         W wieku 20 lat dostałam własnego konia. Nie było to zwykłe zwierze, bowiem żyło jak my nie starzejąc się, a jego sprawność i wytrzymałość przewyższała te u zwykłego wierzchowca. Od tamtej chwili nic nie stało na przeszkodzie oddawaniu się mojemu hobby, jakim było polowanie i jazda konna, no z wyjątkiem faktu, że nie mogli się o tym dowiedzieć rodzice.
         Harmonia od nowa zawitała w naszym domu, choć nie można było tego powiedzieć o całej krainie. Ta władana była przez ludzi, którzy nie współżyli z naturą, a nawet z samymi sobą. Ziemia co trochę zalewana była krwią niewinnych osób, ale my nie mieliśmy zamiaru ingerować w świat, który otaczał naszą barierę magiczną, aż do dnia gdy przyszedł on w ciele zwykłego ludzkiego maga twierdząc, że posiada moce, o jakich się nam nie śniło. Większość starych elfów pamiętała to, jak kiedyś zostały okrutnie zdradzone i wykorzystane, lecz te młode były zbyt słabe by  opanować swoją chciwość. Człowiek jednak nic za darmo nie daje, temu też elfy musiały mu dać swój dar do niestarzenia się.  Takim właśnie sposobem moi bracia, którzy poddali się pokusie, zostali wypędzeni do podziemi i zamieszkały tam czcząc naszą pierwotną boginie Shilen. Jedną z tych osób, które tam poszły była moja przyjaciółka, a nie od dziś wiadomo, że my cierpimy z samotności o wiele bardziej, niż inne istoty.
         Długie dni, miesiące i w końcu lata, które przerodziły się w stulecia nie wychodziłam do innych, nie chciałam by, ktoś mnie odwiedzał. Zaczęłam przeklinać własnych bogów i twór ich głupoty - ludzi. Dla mojego ojca była to hańba, gdyż on po wsze czasy będzie  wielbił swoich stwórców.  Ja tak nie potrafiłam. Choć się starałam nie potrafiłam już cieszyć się życiem w tym miejscu, temu też po długich przemyśleniach postanowiłam odejść, będąc świadoma, że już nigdy tu nie wrócę.  Nie mogłam, tak po prostu opuścić dom, nikt by mi na to nie pozwolił i jeśli trzeba by, było zostałabym zatrzymana siła, ale zawsze mogłam udać się do dawnych znajomych. Oni zaprowadzili mnie do pewnego Karla, który specjalizował się w uzbrojeniu i obiecał mi pomoc. Miałam do niego wrócić  równo za tydzień. Wiedziałam, iż dzień odbioru będzie moim ostatnim dniem w tym miejscu, temu postanowiłam spędzić ten dzień wraz z rodziną jak kiedyś.
         Wieczorem mając pewność, że nikt już nie będzie do mnie zaglądał. Spakowałam kilka rzeczy, napisałam list, do którego słowa układałam w pamięci od kilku dni i wyszłam pod osłoną nocy. Karl czekał na mnie w swoim domu wraz ze swoją małżonką.  Oboje wiedzieli kim jestem, ale i tak nie zamierzali mnie zatrzymywać. Widziałam w ich oczach zrozumienie. Całe spotkanie przebiegało w ciszy. Od mężczyzny dostałam łuk i sztylet, a od kobiety lekka zbroje, przypominającą na pierwszy rzut oka szatę i to godną samej królowej. Wszystkie te rzeczy przepełniała magia, która miała dodatkowo chronić osobę ją noszącą.  Nie zwlekając na czasie przebrałam się w to, co otrzymałam i poszłam po konia, by wyruszyć nim księżyc górował jeszcze wysoko na niebie.
         Od tamtej pory, nie miałam stałego miejsca zamieszkania. Błąkając się po krainie spotkałam wiele istot, a między innymi inne elfy, które przybyły tu w nieznanym mi czasie. Każdy z nich był inny, tak samo, jak umiejętności przez nich posiadane. Kilka razy zdarzyło mi się brać udział w wojnach, odziana w ciężką zbroję dla niepoznaki, iż jestem kobietą. Jednak na, co dzień nosiłam tą, podarowaną mi przez żonę Karla, która idealnie się nadawała również na zwykłe, codzienne ubranie. Tak mijały mi długie lata, a moja nienawiść do ludzi i bogów wciąż rosła. Starałam się tych pierwszych unikać, jak najczęściej, ponieważ nie ręczyłabym za siebie w ich obecności, za to o tych drugich nikt już nie słyszał. Wraz z tym, jak człowiek rozprzestrzeniał się po krainie, ja udawałam się bardziej ku południu, aż byli już wszędzie. Mieszkałam w jednym z miast na zachodzie krainy, które dość szybko stało się ruiną. Potrafiłam zadbać o siebie, a okolice były obfite w zwierzynę, co pozwoliło mi tam mieszkać, aż 348 lat. Jednak samotność sprawiła, że ponownie ruszyłam w drogę i po kilku dniach wędrówki spotkałam starca.
         Był to człowiek słaby, ślepy, ledwo stojący na nogach, wręcz umierający. Poprosił, bym do niego podeszła, aby mógł dotknąć mojej twarzy. Nie wiem czemu, ale zbliżyłam się, a on wyciągnął swoje  zabliźnione i trzęsące się dłonie w moim kierunku. Chwyciłam je delikatnie własnymi, były zimne jak lód, który sama potrafiłam wytworzyć. Przyłożyłam je do własnej twarzy, a on zaczął badać każdą jej rysę. Nagle na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech. "Jesteś piękną, młodą kobietą o bardzo rzadkiej urodzie i rysach. Prawie jak Elfy te, o których opowiadała mi kiedyś babcia, jak byłem małym dzieckiem. Opowiedziała mi legendę, o tym, jak człowiek wykorzystał ich dobroć i chęć niesienia pomocy. To musiały być cudowne istoty. Kiedyś słyszałem, że gdzieś u podnóża gór leży wioska, a one tam wiodą spokojne życie z dala od ludzi. Chciałem tam dotrzeć, wiele lat temu jako młody chłopiec. Wyruszyłem na wyprawę, lecz gdy dotarłem do wodospadu okazał się on być zbyt wysoki, abym mógł się tam wspiąć. Teraz jestem stary i ślepy. Proszę Cię dziecko posiedź ze mną i potrzymaj mnie za dłoń, bo czuje, że mój koniec jest bliski." Usłyszałam od niego i spełniłam jego ostatnią prośbę, bowiem był to człowiek o dobrym sercu, które przestało bić tamtej nocy. Starzec dał mi nadzieje, że ten świat może być lepszy, a nie wszyscy ludzie są bezdusznymi bestiami. Mogłam mu wyleczyć wzrok, ale chciałam by, odszedł wierząc w legendy z dzieciństwa.
         Pochowałam go na wzgórzu pod starym drzewem. Pierwszy raz chyba od ponad dwóch tysięcy lat modliłam się do bogów, aby dusza tego człowieka miała dobrobyt w ich domu. Choć moja modlitwa była szczera, nie znaczyła, że wybaczyłam stwórcom. Jeszcze tego samego dnia udałam się do wioski, o której wspominał staruszek i odnalazłam ją po około miesiącu wędrówki. 
        


Możesz wierzyć w historię, którą opowiedziałam lub nie,
w końcu to tylko spowiedź elfki.






Iven

czwartek, 3 stycznia 2013

Idę swoją własną drogą, możliwe jednak, że wasza droga przez jakiś czas będzie równoległa do mojej.


|| Astrit | Szamanka | lat 20 ||


Jak cię widzą, tak cię malują.

            Niewysoka, bo mierząca zaledwie 165 cm, blondynka o oczach koloru indygo. Jej cechą charakterystyczną są błękitne znaki wokół lewego oka, a także tajemniczy symbol na czole. Ubiera się w długie szaty przypominające suknie. Uwielbia nosić naszyjniki i bransolety własnej roboty. W ręku dzierży kostur mierzący półtora metra. Wykonany został z drewna dębowego, a jego sercem jest bardzo rzadki kryształ nasycony magią. Ów kryształ osadzony jest na wierzchołku laski w uścisku smoczej łapy.
        

Tak cię sądzą, jak cię słyszą.

            Bardzo tajemnicza i skryta. Jej kamienna twarz rzadko zdradza, jakiekolwiek emocje. Ciężko jej nawiązywać kontakty z innymi, często też nie wie, jak zachować się w towarzystwie, więc umiłowała sobie spędzanie czasu w ustronnych miejscach, pogrążona w medytacji.
            Jako szamanka potrafi kontaktować się z duszami zmarłych, przez co dla szarego zjadacza chleba może wydawać się, że jest obłąkana, gdy stara sie ignorować, niektóre bardzo upierdliwe zjawy. Zdarza się, że wygląda, jakby mówiła sama do siebie, gdy w rzeczywistości rozmawia z niewidzialnym dla większości istot duchem.
             Swoją drogą, gdy lepiej się ją pozna można dostrzec w niej ukryte ciepło i chęć niesienia pomocy, ale nie robi tego z dobrego serca, za okazaną przysługę oczekuję słonej zapłaty, to chyba może świadczyć o chciwości.
  

Czego oko nie widzi, tego sercu nie żal.

            Właśnie rozpoczynał się nowy wiosenny dzień, gdy w skromnej chatce w środku puszczy, rozszedł się płacz nowonarodzonego dziecka - oto przyszła na świat pierwsza córka szamanki Mariell. Dziewczynka była wynikiem krótkotrwałego romansu między szamanką, a czarnoksiężnikiem. Nikt z okolicznych szamanów nie spodziewał się, że dziecko będzie mieszańcem, a byli bardzo rygorystyczni w stosunku do odmieńców, prawdę mówiąc nie tolerowali inności w swoim społeczeństwie.
            W pierwszych miesiącach życia Astrit nie wykazywała, żadnych niepożądanych zachowań. Była uroczym dzieckiem rosnącym, jak na drożdżach. Jednak, coś musiało pójść źle... Na czole pociechy ukazał się charakterystyczny znak jej ojca, czarnoksiężnika. To był wyrok śmierci dla dziewczynki i jej matki. Pozostali szamani nie ścierpieliby wieści, że ktoś z ich rasy mógł dopuścić do wymieszania krwi. Zły los chciał, że wiadomość rozniosła się echem po całej puszczy. Przerażona Mariell została zmuszona do ucieczki. Owinąwszy dziecko w koc uciekła z domu, a za nią ruszyła chorda rozwścieczonych współplemieńców.
            Pech nie opuszczał kobiety. Trafiła na bystry nurt Delgall. Nietracąca czasu wskoczyła do wody, czując na karku oddech swych rozwścieczonych braci. Szalony prąd rzeki poniósł ją kilka mil i wyrzucił na brzeg przy rybackiej wiosce ludzi. Gdy wyłowiono ją z wody, było już za późno, szamanka Mariell odeszła. Jednak jej córeczka, mała Astrit, jakimś cudem przeżyła. Zaopiekowała się nią młoda wdowa, która ponad wszystko pragnęła dziecka, a bogowie zesłali jej dar, który pokochała od pierwszego wejrzenia.
            Dziewczynka dorastała w szczęściu i dobrobycie, otoczona miłością jej przybranej matki. W głębi serca czuła, że nie pasuje do tych ludzi, których nazywała teraz rodziną.
            W dojrzewaniu towarzyszyły jej dziwne zjawiska, które ciężko było wyjaśnić, a niektóre wcale nie miały logicznego wytłumaczenia. Także zaczęły ukazywać się jej pierwsze zjawy, a biedna Astrit zaczęła zamykać się w sobie, zmieniając się nie do poznania. Z wesołego dziecko przeobraziła się w zamkniętą w sobie młodą kobietę.
            Pewnej nocy ukazał się jej duch szamanki, która dała jej życie. Odkryła przed nią wszystkie sekrety, odpowiedziała na wszystkie pytania, lecz nie zdradziła, że jest także córką czarnoksiężnika. Opowiedziała jej o ostoi pod górami, gdzie znajdzie lepsze schronienie i istoty, które ją zrozumieją. Astrit nie rozumiała, dlaczego ma opuścić wioskę rybacką, ale duch matki nalegał, by uciekła w góry. W ten sposób chciała zapewnić jej bezpieczeństwo, bo polowanie na mieszańca wciąż trwało i dzięki bogom, nikt jej do tej pory nie odnalazł. Dziewczyna zgodziła sie udać do Targos i wtedy dusza Mariell doznała spokoju i na wieki odpłynęła w świat zmarłych.
            Astrit, co tchu w płucach, bez zbędnego pożegnania ruszyła do Targos. Mieszka tu już od dwóch lat i z dnia na dzień czuje, że to był słuszna decyzja.



Jaka matka, taka córka

            Astrit, jako szamanka potrafi kontaktować się ze zmarłymi. Przybywają do niej istoty z całego Avalon, by porozmawiać z nieżyjącymi bliskimi lub zasięgnąć rady, bo duchy wiedzą wszystko o wszystkim, niechętnie się dzielą mądrością jednak mają zaufanie do dziewczyny, która często pomaga zbłądzonym duszom znaleźć spokój i odesłać do świata zmarłych. Jedyną ceną, jaką płaci za kontakt ze zmarłymi są ich nieustanne odwiedziny.
            Zna się na ziołach, potrafi w ten sposób wyleczyć niewinny katar, jaki i śmiertelną ranę. Z pomocą duchów i ziół tworzy przeróżne talizmany chroniące przed złem, chorobą, nieszczęściem i wszystkim innym, czego  sobie słono płacący klient zażyczy.
            Niedawno odkryła w sobie talent do rzucania czarów, takich jak: zmiana jednej rzeczy w drugą, unoszeniu ich nad ziemią, a także manipulacja żywiołem ognia i powietrza. Nie bardzo rozumie te zjawiska, a duchy milczą w tej sprawie.
  

Nie taki diabeł straszny, jak go malują.



            Szamanka od roku opiekuje się młodym smokiem, któremu nadała imię Eomer. Znalazła go nieopodal Targos, gdzie ukrywał się w lisiej jamie. Kilka metrów dalej leżała jego martwa matka, która musiała wdać się w bój z innym smokiem.
            Dziewczynie na pozór pozbawionej uczuć, serce rozkleiło się na widok uroczej mordki wystającej z ziemi. Postanowiła przygarnąć go na jakiś czas, kto wie czy nie zostanie z nią do końca życia.